Loading

Pewnego razu w dzikiej Czatachowej.

O pierwszej przygodzie z konwentem okiem i sercem Eweliny

Ewelina Knapik

21.10.2020

Dziś prezentujemy Wam wspominkowy tekst autorstwa Eweliny:

Od bardzo dawna zastanawiałam się, jak napisać recenzję Flambergu, bo nie mam pojęcia jak się ją pisze 🙂

Dzisiaj w pracy mnie olśniło! 💡 Napiszę ją tak, jak na co dzień opowiadam o tym moim znajomym – obecnym oraz tym nowo poznanym.

O Flambergu dowiedziałam się od kolegi, który jeździ na niego od lat. Sam mi opowiedział jak to wszystko wygląda i mega się podjarałam, 😀 że jest na świecie takie miejsce, gdzie nie muszę być idealną aktorką, aby móc zagrać jakąś postać i nikomu nie będzie przeszkadzać moja wada wymowy. Postanowiłam więc, że zrobię wszystko aby tam pojechać. No więc w sierpniu 2018, gdy już uzbierałem kasę i kupiłam sobie namiot, wpakowałam się do auta mojego znajomego i razem pojechaliśmy na Flamberg. A, zapomniałam dodać, że około pół roku wcześniej męczyłam wszystkich orków swoimi pytaniami, aby dowiedzieć się jak najwięcej o konwencie oraz grach, w których miałam zagrać, a były to prawie wszystkie prócz chyba dwóch bo się nakładały z innymi larpami 😀

Na samym Flambergu zostałam bardzo miło powitana przez innych flambergowiczów.

Pomogli mi rozłożyć namiot i pokazali co gdzie jest.

Moim pierwszym larpem była „misiówka”. Jest to larp dla osób, które są po raz pierwszy na konwencie i ma to ich wprowadzić w świat larpów.

Każdy gracz był zaopatrzony w latarkę i wygodne buty. Wyruszyliśmy w las z naszą przewodniczką, a każdy z nas po cichu robił w gacie ze strachu. Naszym zadaniem okazało się uciec przed zombie. Było to dość trudne zadanie, bo kończyła nam się amunicja (malowane szyszki), a nasza przewodniczka została pozbawiona przytomności bo robiła zbyt dużą panikę ;P Gdy dotarliśmy do bezpiecznego miejsca i udało nam się pokonać zombie przed wojskiem, spadła ogromna ulewa. Było to takie epickie zakończenie larpa.

Moją kolejną grą była „Mgła przede mną, mgła za mną”, w której wcieliłam się w postać Mima, który miał ogromną traumę. Muszę przyznać, że granie postaci, która nie może mówić mimo wszystko jest bardzo trudne 😛

Zagrałam również w larpie „Gdy pozwolą mi zasnąć”, o ile dobrze pamiętam nazwę.

Poszłam do mojej matki i oznajmiłam jej, że chcę uwieść naszego nowego jarla i że nie pozwolę, aby nasza rodzina żyła w nędzy. Mojej matce spodobał się ten pomysł i postanowiła mi pomóc w jego realizacji. Na początku wszystko szło po mojej myśli, ale na drodzę stanęła mi inna dziewczyna, jarlówna z innego grodu, która też chciała poślubić naszego jarla. Musiałam działać bardzo szybko.

Miałam w niej wątek miłosny i strasznie się stresowałam na tego typu grę. Na całe szczęście znajomy, który grał ze mną ten wątek i wiedział, że jestem nowicjuszką podszedł do tego bardzo profesjonalnie i dużo mi pomagał w przełamaniu tremy i strachu 😉

Ogólnie z tego co pamiętam zagrałam wtedy w 7 larpach, ale tym który najlepiej zapamiętałam i kocham z całego serca był larp „Żelazne Baśnie”.

Dostałam postać Ungrit, córki Unn, która była Vanirką. Moja postać miała wybrać sobie drogę: czy będzie posłuszna jak jej brat i matka nowemu jarlowi, który zabił jej ojca podczas pojedynku, czy wybierze ścieżkę zemsty. Na początku miałam obawy czy dam radę grać ścieżkę zemsty, bo nie miałam żadnego doświadczenia w larpowaniu.

Na moje szczęście gra się toczyła po mojej myśli.

Poszłam do mojej matki i oznajmiłam jej, że chcę uwieść naszego nowego jarla i że nie pozwolę, aby nasza rodzina żyła w nędzy. Mojej matce spodobał się ten pomysł i postanowiła mi pomóc w jego realizacji. Na początku wszystko szło po mojej myśli, ale na drodzę stanęła mi inna dziewczyna, jarlówna z innego grodu, która też chciała poślubić naszego jarla. Musiałam działać bardzo szybko.

Alchemik bardzo drogo sobie cenił truciznę, a bałam się z nim wchodzić w dziwne układy, więc musiałam wymyślić coś innego. Okazało się, że według naszych vanirskich praw mogłam wyzwać jarla na pojedynek, a że ja nie miałam w walce z nim żadnych szans poprosiłam o to pewnego woja z grodu Astrid i w zamian mu obiecałam, że go poślubię i zostanie jarlem u mego boku. Niestety, nasz jarl był lepszy w szermierce i pokonał mojego woja, a w złości kazał mi przysiąc wierność lub opuścić gród na zawsze. Odpowiedziałam, że nie pokłonię się komuś takiemu jak on, że żaden z niego jarl i odeszłam.

Na całe moje szczęście mąż Astrid nie pozwolił mnie wygnać. Stwierdził, że jestem w jego grodzie i mogę tu zostać (nasz jarl był bratem Astrid). Przysięgłam mu wierność i pozostałam w jego grodzie (wcześniej uratowałam mu życie).

Długo nie musiał na nią czekać i tak sam pomógł w swoim otruciu 😀

Wojownik, który przegrał walkę, w zamian za to dał mi truciznę, abym mogła się zemścić oraz pieniądze, za które mogłabym przekupić kogoś, aby to uczynił. Niestety każdy się zaczął bać naszego jarla i musiałam działać sama. Nalałam wody do kufli i do jednego wlałam truciznę. W tym samym momencie jarl krzyknął, żeby mu wody nalać 😀

Długo nie musiał na nią czekać i tak sam pomógł w swoim otruciu 😀

Niestety zostałam złapana i uwięziona. Przez moją matkę szlag trafił mój plan ucieczki, bo kazała zwiększyć ochronę, a mówiła, że to ja jestem żmijowata (już ja się z nią policzę).

Na całe szczęście wmieszali się w to inni Vanirowie, którzy uznali moje racje i pozwolili mi uciec z grodu. Ogólnie miałam plan poślubić jarla i zabić go w noc poślubną, ale nie zawsze jest jak chcemy 😛

Tak potoczyła się historia mojej bohaterki.

Żelazne Baśnie trwały 3 dni i była to gra główna konwentu.

Ogólnie konwent to nie tylko larpy. Mamy namiot z grami planszowymi, w które można pograć ze znajomymi. Namiot, w którym odbywają się sesje rpg, catering oraz główne ognisko, przy którym spotykamy się wieczorem w miłym towarzystwie. Jest granie na gitarze, skrzypcach, śpiewanie, rozmowy oraz żarty, po prostu super atmosfera 😀

Na konwencie są też przeróżne warsztaty, np śpiewania, tańca, szermierki. Każdy znajdzie coś dla siebie. Nie musisz larpować, możesz też tylko obozować i odpoczywać od zgiełku miasta.

Znajdziecie u nas również Bułgarię! Basen, tańce na piasku aż do białego rana, a dla wytrwałych wschód słońca na forcie vanirskim lub jak ktoś woli to i zachód słońca 😉

Ogólnie muszę przyznać, że pokochałam ten konwent po pierwszym razie. Są tam cudowni ludzie, którzy tworzą tą społeczność, którzy wkładają w to całe swoje serce!

Zapraszam wszystkich na konwent, z całego serca go polecam!

P.s. Nie pochwaliłam się. Na tym konwencie wygrałam nagrodę za debiut roku, którą dostaje tylko jeden uczestnik! To moje wielkie osiągniecie, które zapamiętam na zawsze.

Pozdrawiam cieplutko 😉

Ewelina Knapik