Loading

22:03 byFlamberg

Legendy Północy:Trettenholm

Zapraszamy do lektury recenzji autorstwa Artur Woźniak

Nordyckie opowieści i legendy właściwie od zawsze bez problemu znajdowały drogę do serc polskich czytelników i graczy. W obliczu olbrzymiego sukcesu serialu „Wikingowie” mogłoby się zatem wydawać dziwne to, że w polskim środowisku larpowych nie nastąpił wysyp gier o wikingach. Zdziwienie to byłoby jednak przedwczesne, wystarczy się bowiem chwilę zastanowić, aby dojść do wniosku, że zrobienie larpa o wikingach nie jest bynajmniej banalne. No bo o czym może być taki larp? O tym z czego znamy wikingów, czyli o samym wikingu – najeździe, napaści? Nie jest to wcale proste, a i to czy znajdziemy na taką grę odpowiednio dużo chętnych graczy nie wydaje się oczywiste. Z alternatywnych pomysłów zostają nam nordyckie legendy i opowieść o samym wikińskim społeczeństwie. I właśnie na tą ostatnią tematykę zdecydował się Daniel Krzaczkowski wraz z ekipą organizując larpa Trettenholm na grodzisku Owidz, w którym miałem przyjemność wziąć udział w dniach 27-29 kwietnia tego roku.


Ale zacznijmy od początku. Zgodnie z modą panującą w polskim środowisku Twórcy przywitali nas designdockiem, który oprócz tego, że był ładnie i estetycznie wykonany, to był – co wcale nie jest takie oczywiste i częste – całkiem zgodny z rzeczywistością. To jest opisywał grę mniej więcej tak jak rzeczywiście wyglądała, a nie tak jak Twórcy chcieliby by wyglądała czy tak jak dobrze się sprzeda. I za to należą się wszystkim zaangażowanym w organizację gry wielkie brawa. Sam fakt, że należy za to chwalić jest nieco smutny, ale to przecież nie wina twórców Trettenholm.

Idąc dalej gra kosztowała 400 pln czyli w okolicach maksimum jakie zgodnie z ankietami jest skłonna wydać większość polskich graczy na larpa. Czy były to pieniądze dobrze wydane? Moim zdaniem tak, przynajmniej w moim przypadku. Niestety nie wszyscy uczestnicy są gotowi się z tym zgodzić. Więcej szczegółów na ten temat znajdziecie w opisie przebiegu samej gry. Postacie otrzymywało się na podstawie ankiety i przynajmniej w moim wypadku była ona dobrana trafnie. To znaczy dostałem postać, którą mogłem grać to co chciałem. W tym miejscu pojawiło się jednak kilka zgrzytów. Po pierwsze wyraźnie zaznaczyłem w ankiecie, że nie chcę grać „traum”, a na samej grze okazało się, że mój ojciec ma długoletni romans z kobietą, której moja matka nienawidzi. Jeśli dodamy do tego, że u wikingów cudzołóstwo na ogół kończyło się kamieniowaniem to wydaje mi się, że jak najbardziej można to zakwalifikować jako „traumę”. Oczywiście, twórcy zawsze muszą zważyć interesy wszystkich graczy i gry jako całości. Nie można wymagać rugowania pewnych wątków z fabuły, ze względu na jednego gracza. Tyle, że o ile jestem w stanie powiedzieć to nie był wątek bardzo pożądany przez gracza grającego mojego ojca, a graczka grająca moją matkę przeżyła całą sprawę bardzo emocjonalnie więc odnoszę wrażanie, że akurat moja larpowa rodzina swobodnie by się bez tego wątku obyła. To powiedziawszy mnie osobiście nie zepsuło to gry, no ale wolałbym bym tego uniknąć. Wiem również, od innych uczestników, że otrzymanie wątków nie grywalnych, nieintresujących czy wręcz niepożądanych i szkodliwych się zdarzało. I bynajmniej nie były to sytuacje odosobnione. Ciężko mi powiedzieć na ile powszechne było to zjawisko. Wiem o graczach, którzy byli bardzo zadowoleni ze swoich postaci i wątków przed rozpoczęciem gry jak i takich, którzy mieli wprost przeciwne odczucia.


Po rozdzieleniu postaci gracze zostali podzieleni na grupy rodzinne, gdzie mogli rozwijać swoje relacje. Grupy te nie były specjalnie moderowane i to co się na nich działo bardziej zależało od samych graczy niż od twórców. To dobrze, czy źle osądźcie sami. Na mojej grupie nie działo się praktycznie nic, z kolei wiem o takich, które były bardzo aktywne. Ja osobiście cenię sobie, jeśli larp nie absorbuje mnie specjalnie przed swoim rozpoczęciem więc zapewne byłoby by mi niefajnie gdybym trafił do aktywnej grupy, w której gracze oczekują, że będę się bardzo udzielał przed larpem. Tak się jednak na szczęście nie stało. Wiem naotmiast od innych uczestników, że zdarzało się, iż wątki ustalone na bardziej aktywnych grupach rodzinnych ostatecznie nie trafiały do kart postaci pomimo zapewnień ze strony organizatorów.

Co do komunikacji na linii gracze – twórcy przed larpem to była ona niejako rozbita na dwie części. Wpierw większa część komunikacji odbywała się przez emaila, potem przeniosła się na facebooka. Niestety na głównej grupie facebookowej (dla wszystkich graczy a nie poszczególnych rodzin) postów było bardzo dużo i te ważne ginęły w natłoku spamu. Można także było czytając tą grupę odnieście błędne wrażanie na temat samego larpa. Ja w pewnym momencie czytając posty na grupie poważnie nosiłem się z zamiarem rezygnacji z gry, natłok postów związanych z rekonstrukcją zmusił mnie nawet zadania twórcom pytania „Czy to jest larp czy piknik rekonstrukcyjny”. Twórcy oczywiście pozytywnie rozwali moje wątpliwości, inaczej nie wziąłbym w grze udziału tym niemniej problem spamu się pojawił. W ogóle organizatorzy Trettenholmu odpowiadali na pytania bezpośrednio do nich skierowane szybko i konkretnie za co należy im się duża pochwała. Z wyżej wspomnianych jednak powodów uważam, że komunikację na samej grupie facebookowej twórcy mogliby by poprawić przede wszystkim nadając jej jakieś ramy i strukturę tak aby ważne informacje nie ginęły w natłoku nieistotnych.

Co do działań przed samym larpem należy bardzo pochwalić to, że twórcy zorganizowali wypożyczenie strojów i broni co z pewnością bardzo pomogło wielu graczom skompletować pożądany strój. Wszak stylistyka wczesnośredniowieczna nie jest w polskim środowisku larpowym powszechna i co zatem idzie zasób dostępnych strojów również. Wydaje mi się, że jedyną inną dużą grą obficie korzystającą z tej stylistyki są Żelazne Baśnie. Dlatego też uważam, że tą właśnie inicjatywę należy docenić w szczególności. Choć jakość wypożyczanych strojów czy ich elementów była bardzo różna, to ciężko oto mieć pretensje do organizatorów, którzy jedynie udostępnili taką możliwość od osób trzecich.
Tyle o rzeczach przedlarpowych, przejdźmy do samej gry. Warsztaty do gry zaczynały się około 15 w piątek, tym samym znakomita większość graczy musiała wziąć urlop, aby być tam o czasie. Części się to nie udało dojeżdżali zatem w trakcie warsztatów. Nietrudno się domyślić, że mogło to spowodować pewne problemy. Wszystkie gry o społecznościach wymagają, aby gracze znali nawzajem swoje postacie i w miarę dobrze orientowali się w tym kto kogo gra. Niewiele jest rzeczy bardziej łamiącej immersję podczas larpa, kiedy gracz nie wie jak wygląda jego córka a inny nie jest wstanie wskazać swojej ukochanej. A jest to niestety problem z jakim przez pewien czas borykał się Trettenholm. Raz, że jak wyżej wspomniałem gracze dojeżdżali stopniowo i tym samym część z nich opuściła warsztaty (obliczone przede wszystkim na wzajemne się rozpoznanie) dwa, że z uwagi na poślizg czasowy twórcy zdecydowali się na rezygnację z jednej grupy warsztatów, która miała być przeprowadzona w różnych grupach wiekowych postaci. Zaowocowało to ciekawą sytuacją, w której nie mieliśmy pojęcia kto gra postać młodą, a kto starą co przynajmniej mnie nieco utrudniło grę. Moim zdaniem decyzja o rezygnacji właśnie z tych warsztatów nie była najlepsza. Same warsztaty były przeprowadzane sprawnie, ale ciężko mi jest się oprzeć wrażeniu, że poświęcony na nie czas można by lepiej wykorzystać. Przykładowo podczas jednych z warsztatów prowadzący poprosili nas o wymyślenie osobistych sytuacji – relacji z innymi członkami społeczności. Zamysł wydaje się oczywisty, stworzenie wspólnej historii i sieci wzajemnych powiązań. Tyle, że było to uczynione nieco na chybcika, zdarzało się, że gracze dostawali relacje, których mieć nie chcieli, większość z nich okazała się moim zdaniem nieistotna. W moim przypadku wszystkie utworzone w ten sposób relacje okazały się być kompletnie nieprzydatne i nie zagrały w żaden sposób na grze. Osobiście wydaje mi się, że w szczególności, gdy mamy do czynienia z grą o społeczności relacje (bo to na nich będzie toczyła się większość gry) powinny być owocem głębokiego namysłu twórców i być bardzo dokładnie zaprojektowane. Tworzenie ich części na warsztatach pod wpływem impulsu nie wydaje mi się być rozsądne. W przerwie między warsztatami organizatorzy zaserwowali nam posiłek. I tu właśnie dotykamy najsilniejszej strony Trettenholm i powodu, dla którego uważam, że gra ta była warta swojej ceny – to jest logistyki i generalnie sfery technicznej, w szczególności lokacji i posiłków.

Gra miała miejsce na grodzisku Owidz, które to miejsce mieliśmy w całości dla siebie na czas gry i które świetnie nadaje się odgrywania wszelkiego rodzaju średniowiecznych osad, bo jest właśnie rekonstrukcją osady tego typu. Spaliśmy w zrekonstruowanych chatach na siennikach (jeśli ktoś chciał), znakomita większość rzeczy, z którymi mieliśmy do czynienia podczas gry była klimatyczna i nie wyrywała ze świata gry. Okolica grodziska jest ładna i w sporej części również klimatyczna. Sanitariaty dostępne były już poza terenem gry – jednak zlokalizowane były całkiem blisko i nie było problemem dostanie się do nich. Generalnie Owidz to świetna lokalizacja na larpy tego typu. Całości dopełniało świetne jedzenie, którego było w bród i którego nieprzerwany strumień płynął prosto z obsługiwanej przez organizatorów kuchni do rąk graczy. Nakarmienie sześćdziesięciu graczy nie jest bynajmniej sprawą prostą a organizatorom udało się nas nie tylko nakarmić, ale też dostarczyć tyle jedzenia, że nie byliśmy tego w stanie przejść. Część czytających zainteresuje zapewne fakt, że organizatorzy wzięli pod uwagę wymagania dietetyczne graczy i dostarczyli jedzenie różnego typu.

Przejdźmy jednak do samego larpa. Grę rozpoczęliśmy w piątek wieczorem, a zakończyliśmy po mniej więcej 24 godzinach wieczorem następnego dnia. W międzyczasie mieliśmy jedzenie, ofiarę z człowieka, jedzenie, nocne opowieści, jedzenie, trening i turniej walki wręcz, jedzenie, ting (zgromadzenie dorosłych wikingów) jedzenie i jeszcze trochę jedzenia. Z klasycznych wikińskich motywów zabrakło tylko morderstwa i kamieniowania cudzołożników. To tyle z wydarzeń ogólnych. Co tak naprawdę można było robić na tej grze? W mojej opinii można było w tą grę grać na trzy sposoby, można było grać w „Sioło”, „Grę o Tron” i „Trudne sprawy”. Z tych dwóch wydaje mi się, że dobrze bawili Ci gracze, którzy grali w „Sioło” – czyli podobnie jak ja jedli, opalali się, gadali o głupotach, być może wzięli udział w treningach i turnieju – jednym słowem bezstresowo i leniwie spędzali czas oraz gracze, którzy grali w „Trudne Sprawy” czyli grali wątki związane z ze zdradami, romansami itp. Natomiast gracze, których organizatorzy wepchnęli (lub wepchnęli się sami) w granie „Gry o Tron” czyli rozgrywki o władzę w osadzie, w większości z tego co wiem nie bawili się najlepiej. Jeśli zgodzimy się, że logistyka i jedzenie to najmocniejsza część Trettenholm to fabuła i wątki były najsłabszą częścią tej gry. Na kartach postaci zdarzały się błędy, jednostronne wątki – czyli wpisane tylko na jednej z kart zaangażowanych postaci, niektóre konflikty były tylko pseudokonfliktami i rozwiązały się na samym początku gry, a przynajmniej jeden z głównych wątków to znaczy zagrożenie atakiem z Anglii, wywołał tylko uśmiech politowania na twarzach co poniektórych. To powiedziawszy ja osobiście bawiłem się bardzo dobrze, tyle że było to trochę „pomimo gry” a nie dzięki niej. Przyjechałem na Trettenholm z założeniem, że mam zamiar wynieść z larpa tylko pozytywne uczucia, zamierzałem spędzić czas bezstresowo obijając się, trenując walkę, startując w turnieju i to mi się udało. Zaś sama gra co należy jej przyznać mi w tym nie przeszkadzała, a nawet wspierała.

Podsumowując Trettenholm był rewelacyjny w pewnych obszarach w innych zaś dało się zaobserwować spore niedociągnięcia. Odnoszę wrażenie, że źle rozłożono naciski i zbyt duża część wysiłku organizatorów poszła w kierunku logistyki i spraw technicznych a zbyt mała została poświęcona na historię i fabułę. Ja zupełnie nie żałuję pieniędzy wydanych na tą grę, bawiłem się bardzo dobrze i z czystym sercem mogę polecić tą grę wszystkim tym, którzy by chcieli grać w nią w ten sposób jak ja w nią grałem. Jeśli zaś ktoś chciałby by bardziej zagłębić się głębiej w historię i meandry relacji w obrębie wikińskiej osady to zakładając, że dojdzie do kolejnej edycji Trettnholmu mam nadzieje, że twórcy poświęcą im nieco więcej czasu. Jak pisałem wyżej jest to obszar, w którym wiele można poprawić i od tego czy Twórcy to uczynią uzależniam swój ewentualny przyszły udział w Trettenholm. Mówiąc krótko 2/10 robiłbym bym wiking na Trettenholm.

Larp: ,,Legendy Półonocy:Trettenholm”
Koordynator projektu Daniel Krzaczkowski
OrganizatorzyLaura BiełuśJustyna CzabanowskaStanisław DębickiAnia JakubowskaSebastian SiwyJakub KrassowskiAgnieszka Ines MaślakiewiczAndrzej OstrowskiMeg PomorskaJola SpodziejaEmilia ŻeglińskaKarolina Żerańska
Czas i miejsce: Grodzisko Owidz, 6-7 maja 2018 r.
Czas gry: 36h
Zdjęcia autorstwa Piotr Müller – Fotografia

Category: Recenzje